wtorek, 10 stycznia 2012

Dziennik tacierzyśki

Jak wszyscy wiemy w naszym kraju polityka prorodzinna stawiana jest na piedestale i stanowi kluczowy element działań wszelkich ugrupowań politycznych. Dzięki temu przyrost naturalny w Polsce jest tak wysoki, matki z chęcią korzystają z urlopu macierzyńskiego a potem wychowawczego, bez troski o utratę pracy bądź też środków do życia. Dostęp do żłobków i przedszkoli ma każdy, ale przeważa tendencja do pozostawania z dziećmi do 4 roku życia z uwagi na wysokie dotacje, tak więc instytucje te świecą pustkami. Jednym słowem jest super. No i oczywiście "Tacierzyński"-wspaniały ukłon w kierunku niedocenianych ojców, w postaci tygodniowego urlopu, podczas którego więzi ojca i dziecka mają się zacieśnić.  Podczas tegoż właśnie cudownego okresu powstał mój dziennik i jeżeli pierwsza część mojego wpisu jest totalną utopią, tak cały ten dziennik jest najszczerszą prawdą i wszelkie zawarte w nim wątki miały miejsce. 

Urlop tacierzyński dzień II: 
Dzień pierwszy minął dość spokojnie-nastąpiła wzajemna akceptacja i wyznaczenie pewnych zasad. Dzisiaj Borys daje więcej sygnałów głosowych o bardzo wysokich częstotliwościach co przekłada się na lekki ból głowy. Stan na godz 10:30; siku-4, kupa-0, nie ma braków w kończynach. Dobra rada dla ojców; wbrew pozorom piekarnik to doskonałe miejsce zabaw dla dziecka. Pamiętajmy aby zadbać o odpowiednią temperaturę wewnątrz i pozostawieniu uchylonych drzwiczek.
Urlop tacierzyński dzień III:
Dzisiaj dowiedziałem się, że noc wcale nie jest od spania, kawę pije się w ratach (minimum pięciu) i najczęściej zimną, a drzwi od ubikacji pod żadnym pozorem nie można zamykać podczas "działania".
Dobra rada dla ojców; kupa dziecka, mimo iż wygląda jak plastelina, niestety nie spełnia jej funkcji-ludziki z niej stworzone zbyt szybko się rozpadają i zabawa szybko się kończy.
Urlop tacierzyński dzień IV:
Dzisiaj tata nauczył się że nie tylko Borys jest w stanie się obsrać. Zaczęło się niewinnie-wczesny, poranny spacer, zakupy, dobra duuuuza kawka z mlekiem na wynos, maluszek śpiący w wózku, lansik bansik i... no właśnie ta kawka z mlekiem. Kur....wa jak bym połknął tornado a to wszystko parę kilometrów od domu. Myślałem że zejdę. Zapuściłem szybki krok gejszy i jakoś udało się dodreptać pod dom, ale tutaj niespodzianka. Z zaciśniętymi jak u dziewicy kolanami muszę zejść do wózkowni, zabrać zakupy które muszę wnieść na 4 piętro razem z Borysem. Tego nie przewidziałem a było już na granicy. Na 2 piętrze nastąpił kryzys i zlały mnie zimne poty jak poczułem, że z nogawki coś mi wypadło. Całe szczęście to był smoczek Borcia, który wypadł przez dziurawą kieszeń, ale podnieść go trzeba było, co kosztowało mnie trochę wysiłku. Kur...wa jak bym dorwał tego gościa co budował ten budynek i nie zamontował windy, to bym mu nogi z dupy powyrywał. Jeszcze tylko 2 piętra, 3 zamki w drzwiach i... Borys się zesrał i zaczął ryczeć a mnie biednemu się tak cofnęło że zatwardzenie mam gwarantowane na klika dni.
Rada dla tatusiów; Przy dzieciakach, swoje potrzeby fizjologiczne planujcie z kilku godzinnym wyprzedzeniem, bo może się to zakończyć niespodzianką, nie koniecznie w pieluszce naszej pociechy.
Urlop tacierzyński dzień V:
Po weekendowym resecie i zalaniu pały czas wrócić do rzeczywistości, która okazuje się dużo ciekawsza niż w zeszłym tygodniu. Kwestia przyzwyczajenia do mojej gęby, czy po prostu dobry nastrój sprawiły iż mój synek przespał bez problemów całą noc i od rana okazuje doskonały humor. Fakt iż mieliśmy z rana małe spięcie bo montowaliśmy razem blokady na szuflady i traktował to jako zajebistą zabawę, do momentu w którym zorientował się że sam sobie dołek kopie, zabawy z szufladami już nie będzie i generalnie ojciec zrobił go w jajo knując ten niecny plan-niech się dzieciak przyzwyczaja bo życie łatwe nie jest i często ludzie wykorzystują twoje słabości. Niech to będzie pierwsza ojcowska lekcja w jego życiu.

Dobra rada dla ojców: nie bez przyczyny piwa nie sprzedają dzieciakom poniżej 18 roku życia-zbyt wiele gówniarze marnują wylewając, szczególnie te 8 miesięczne.
Urlop tacierzyński dzień VI:
Musze przyznać, że tacierzyński to zajebista sprawa-to takie nasze małe męskie wakacje. Obalimy razem butle, obejrzymy jakiś meczyk, zaliczymy spacerek na którym podrywami ładne dziewczyny, ucinamy sobie wspólną po południową drzemkę-żyć nie umierać. A propos podrywania, to nie ma lepszego wabika na kobiety niż słodki, onieśmielony bobas na rękach tatusia. Zacząłem nawet kombinować żeby za odpowiednią opłatą wypożyczać Borcia singlom-efekt murowany. Jak co oferty na priv.

Rada dla tatusiów: Puszczenie bąka w towarzystwie, jest słodkie i śmieszne tylko w wykonaniu małego bobaska, nam tatusiom to nie przystoi-tak przynajmniej twierdzą ludzie bez poczucia humoru.
Urlop tacierzyński dzień VII:
No i mija nam siódmy dzień tacierzyńskiego. Rozumiemy się coraz lepiej, znamy swoje przyzwyczajenia i upodobania. Borys bardziej lubi kaszkę waniliową niż truskawkową, zresztą po tej drugiej kupa jak by bardziej śmierdząca jest. Dzień Dobry TVN oglądamy tylko z Prokopem i Wellman bo jak widzi Węglarczyka z Rusin to jest pisk, wrzask i puszczanie bąków. Niebieski, świecący guziczek od dvd działa jak magnez, a Johny Bravo i pan Gąbka są w stanie rozbawić nas obu, mimo że to potworne zjeby.
Dobra rada dla ojców: Xbox 360, zdalnie sterowane pojazdy, tory wyścigowe dla samochodzików, czy giga wielkie pistolety na wodę to najlepszy prezent dla synka. Nie szkodzi że mały ma 8 miesięcy-kiedyś dorośnie i może nawet będzie się tym bawił
Urlop tacierzyński dzień VIII:
Reasumując to jakaś katastrofa. Zaczęło się od tego że Borys postanowił się obudzić o 4.30. Czy ktoś mi kurwa wytłumaczy logikę małego brzdąca który nie dość że sam się budzi, to stawia na równe nogi cały dom i nie to żeby po zmianie pieluchy i obaleniu flachy zasnął z powrotem. On woli się snuć marudzić i trzeć oczy a jak się takiego delikwenta odłoży do łóżka to wyje jak syrena podczas alarmu bombowego. W takiej chwili nasuwa mi się pytanie-na chuj żeś wstawał o tak wczesnej porze. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że jak wyszliśmy na spacer, to on zasnął na 3 godziny a ja musiałem się snuć jak zombi, ponieważ nauczony wypadkami dni poprzednich kawy z mleczkiem sobie kurwa nie kupiłem. Ale to i tak pikuś w porównaniu do tego co nastąpiło później. O godz 14 po "drzemeczce" synek zrobił się głodny no i należało opierdolić jakiś kociołek. Niefart chciał że zdążyłem przygotować posiłek, usadzić go w foteliku, ale nie zdążyłem zapiąć bo jakaś pinda z banku zadzwoniła wciskając mi kolejną kartę debetową, która pogrąży mnie już do reszty. No i wtedy się stało. Borys w przeciągu kilku sekund obrócił się o 90 stopni i wylądował głową w dół cały czas trzymając w ręku część obiadu. Reszta posiłku wylądowała na jego głowie, ubranku, podłodze, foteliku - nosz kurwa gdzie tego tatałajstwa nie było. Burdel jak w murzyńskiej chacie. Dzieciak ujebany, ja ujebany i czego brakowało nam jeszcze do szczęścia... taaaakkkk KUUUUPYYY!!! W tej kwestii Borys jak zwykle nie zawiódł. Najlepszy był tekst laski w telefonie "to może ja zadzwonię później"- a żeby cię pies...
Zdecydowanie muszę się dzisiaj napić piwa,
a najlepiej cztery.

Rada dla tatusiów: Po ciężkim dniu najlepszą alternatywą jest porządnie się napierdolić, ale pamiętajcie żeby być przy tym odpowiedzialnym i nie podawać alkoholu dziecku... przy najmniej w dużych ilościach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz