środa, 9 maja 2012

Pan J.-postać kultowa

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu z was posty o fekaliach, imprezach i chlaniu mogą się już nudzić, nie mniej jednak ja pozostanę wierny tej tematyce i przedstawię wam postać kultową w tej dziedzinie, której wyczyny, szczególnie w jednej ze sfer, są wprost nieocenione. Pan J., bo tak nazwę mojego kumpla z uwagi na to iż jest to postać znana i poważana w światku korporacyjnym i nie chciał bym mu narobić tym wpisem problemów, jest z natury dość spokojnym, acz lubiącym ostrzej zabalować człowiekiem. Wiele razem przeszliśmy i wiele razem widzieliśmy, tak więc wydaje mi się że nie jest mnie w stanie niczym zaskoczyć. Nic bardziej mylnego, bo Pan J. robi to stale od wielu lat. Dowodem tego niech będzie historia, którą przedstawiła mi ostatnio jego małżonka. Nadmienię tylko, że Pan J. generalnie ma mały problem z utrzymaniem stolca, jak go mocniej przyciśnie, co jest częstą przyczyną powstawania niewiarygodnych historii.
Pewnego pięknego wieczoru Pan J. wraz ze swoją małżonką wracali z imprezy na której Pan J. bardzo nie chciał  być, w związku z tym postanowił się na niej nawalić do nieprzytomności. Tak się akurat złożyło, że Pan J. i jego małżonka pilnowali domu teściów, więc biedna małżonka musiała ciągnąć zwłoki męża przez spory odcinek ogrodu i korytarza, aż do salonu gdzie porzuciła denata. Sama zasnęła w sypialni licząc, że Pan J. wytrzeźwieje i postanowi do niej dołączyć. W nocy obudził ją hałas dochodzący z salonu, który ustał w okolicy łazienki. Małżonka pomyślała że Pan J. zgodnie ze swoim zwyczajem postanowił się złamać. Zaniepokoił ją tylko fakt iż cały proces trwał około godziny, więc postanowiła sprawdzić co się dzieje. Po wejściu do łazienki oczom jej ukazał się widok nawalonego nagiego małżonka, śpiącego i srającego na... tak, tak bidecie! Do tej pory pozostaje zagadką jak Pan J. oczyścił przed przyjazdem teściów bidet z zawartości swojego dupska.
Innym razem Pan J. na wielkim kacu, jechał tramwajem, z dokumentami do dziekana na uczelnię. Była to zima i wszystko przysypał śnieg a Pan J. nosił oczojebną, czerwoną kurtkę, bardzo podobną do tych GOPRowskich. W okolicy AWFu przy parku bielańskim Pan J. poczuł jak mu kret drąży dziurkę i za chwilę ujrzy światło dzienne. Nie wiele myśląc wyskoczył z tramwaju, wbijając się w lasek i rozpoczął działania, mające na celu oswobodzenie krecika. Pan J. w całym zamieszaniu zapomniał iż lasek w zimie liści nie ma a jego czerwona kurteczka stanowi zajebisty kontrast dla białego śniegu, co oznacza iż jego wyczyny widoczne były z odległości kilkudziesięciu metrów dla ludzi na przystanku. Dość istotny w całej historii jest sposób "podtarcia dupy" przez Pana J. gdyż jak się domyślacie papieru toaletowego przy sobie nie posiadał... ale miał przecież dokumenty do dziekanatu. Nie wiem na jakiej zasadzie nastąpiła segregacja ważności papierów, nie mniej jednak wszystkich ich nie dowiózł z wiadomych względów.
Jeszcze innym razem na Mazurach, po kilku dniach ostrego garowania, Pan J. postanowił odwiedzić prysznic w porcie do którego wpłynęliśmy. Poszedł do niego nawalony jak szpadel, ledwo trzymając się na nogach. Podczas wodnej toalety, nie mogąc utrzymać równowagi, pierdolnął na posadzkę i troszkę przysnął. Kiedy po paru minutach się przebudził zachciało mu się co? Jak że by inaczej...srać. Jako że prysznic kosztował 10zł a toaleta dodatkowo 2zł, Pan J. szybko skalkulował, że dużo bardziej opłacalne będzie zesrać się pod prysznicem. Po ogarnięciu tematu zorientował się jednak że konsystencja kilku dniowego klocka, nie pozwala tak łatwo się go pozbyć przez sitko odpływowe. Analiza sytuacji okazała się dość bolesna, ponieważ pod ręką nie znalazło się nic czego można by użyć do przepchania kabana, a że Pan J. nie chciał wyjść na chama i pozostawiać niespodziankę dla następnych turystów, użył do przepchania najbardziej odpowiedniego do tego narzędzia, czyli własnej pięty.
Na tym samym wyjeździe po jednej z nocnych imprez Pan J. postanowił zwalić kackupę na łonie natury. Po powrocie okazało się jednak, że Pan J. nie był do końca trzeźwy załatwiając swoje potrzeby w krzaczkach i podczas "skocznej" pozycji gibał się jak pierdolony rezus, zasrywając sobie spodenki, o czym kompletnie nie wiedział. Ale oczywiście się dowiedział jak poszedł do ludzi.
Za pewne to nie ostatnia przygoda Pana J., więc jeszcze nie raz o nim usłyszycie, ale jak dla mnie, juz wpisał się do galerii ludzi kultowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz